piątek, 4 listopada 2016

POWRÓT NA OJCZYZNY ŁONO... ale tylko na chwilę

Jest godzina 2:04 w nocy, właśnie skończyłam się pakować. Muszę wstać o 5:45 i zastanawiam się czy w ogóle kłaść się spać ale co tam, raz się żyje ;)

W niedzielę w nocy zjechałam do domu świętować ze wszystkimi świętymi. Tak zupełnie spontanicznie zrobiłam sobie prawie tydzień wolnego od przedszkolaków. I jutro jakimś cudem jest już piątek i trzeba wracać, a ja nawet nie miałam czasu usiąść spokojnie na kanapie i chwilę odpocząć. Wydawało mi się, że 5 dni to tyle czasu, co to ja wszystko nie zrobię, z kim się nie spotkam itd... koniec końców ogarnęłam może połowę z założonego planu. I się dobrze trzymałam, aż wieczorem ogarnął mnie smutek i nostalgia. Jakkolwiek jestem szczęśliwa w Londynie, bo jestem i to bardzo, kiedy przychodzi wyjechać kolejny raz z Torunia, to jakoś tak łza się sama w oku kręci... To zupełnie jakby się chciało zjeść cukierka i mieć cukierka. Taka słodycz życia na emigracji. Można by tak sobie z Mickiewiczem westchnąć do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych, a rano wsiąść w Ryanera ;). No ale co tam...
W Londynie czeka mnie mój pierwszy 5th of November czyli Bonfire Night, świąteczne światełka na ulicach i może wycieczka niespodzianka... ale o tym wkrótce. Tymczasem rzut oka na toruńską starówkę :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz