niedziela, 11 grudnia 2016

O angielskiej szkole słów kilka

Tak się ostatnimi czasy potoczyło moje życie, że mam nową pracę. Zaczęłam swoją karierę jako supply teacher, czyli nauczyciel na zastępstwo, i na początek miałam farta, bo dostałam zlecenie na dwa miesiące w jednej szkole. A dokładniej w szkole podstawowej, jako nauczyciel dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, głównie z autyzmem. Sami możecie sobie wyobrazić, jakie te moje dzieciaki są kochane!!!

Moi uczniowie mają od 7 do 10 lat i pracują w małych grupach po pięć osób. Oczywiście są częścią swoich klas w odpowiedniej grupie wiekowej ale większość zajęć, w tym matematykę, angielski, zajęcia artystyczne, krykieta i nazwijmy to - wiedzę o świecie, mają w zespołach SEN (special education needs). Do mainstteamowych klas, liczących po dwadzieścia kilka dzieci chodzą tylko na WF i muzykę. Aktualnie w swoich klasach przygotowują też świąteczne koncerty.


A czym różni się szkoła angielska od polskiej?

Przede wszystkich, dzieci idą do szkoły w wieku 5 lat. W szkole noszą mundurki. Do szkoły nie noszą podręczników - wszystko zostawiają w szkole. Szkoła zapewnia zeszyty i przybory szkolne. Praca domowa zadawana jest tylko w piątek i nie ma jej jakoś szczególnie dużo.

W szkole nie ma dzwonków. Lekcja trwa godzinę.
W szkole, w której aktualnie pracuję, dzień wygląda następująco: Dzieci przychodzą do szkoły na 9:00, najpierw odbywa się sprawdzenie obecności w klasach, następnie dzieci idą na apel. O 9:30 zaczyna się pierwsza lekcja. Moje dzieci mają matematykę. O 10:30 jest 15 minutowa przerwa i chwila na przekąskę w klasie. Lunch jest od 12:30 do 13:30. Przed lunchem moje dzieci mają mają blok angielskiego, a w tym zawiera się literacy, tj. umiejętność czytania i gramatyka, dalej spelling, czyli poprawne pisanie i handwritting, czyli ćwiczymy pisanie odręczne. Po lunchu zaś, jest blok, który wcześniej nazwałam wiedzą o świecie, czyli odrobina historii, geografii kultury, sztuki itd.
Lekcje kończą się o 15:00. Dzieci odbierane są ze szkoły przez rodziców lub odwozi je szkolny autobus.

A jak dzień wygląda z perspektywy nauczyciela?
Otóż, nauczyciel przychodzi do pracy na 8:15. Ma 45 minut na przygotowanie się do zajęć, może napić się kawy, zjeść śniadanie, ma czas na kserowanie i drukowanie. Co ciekawe, nie oszczędza się na kserze, nawet drukować w kolorze można do woli! Byle materiały były atrakcyjne dla dzieci! Moje dzieci nie mają podręczników, zatem cała praca opiera się na materiałach kserowanych, które następnie teaching assistant wkleja do zeszytów przedmiotowych.
I właśnie tecahing assistant, to kolejny cudowny wynalazek! Otóż nauczyciel ma przygotować lekcje, uczyć i komentować na piśmie pracę dzieci; całą resztę pracy wykonuje asystent nauczyciela. Zresztą to jest cudowne, że nie jest się dziećmi samemu w klasie. Nie daj Boże coś się stanie, zawsze jest drugi dorosły do pomocy.
W departamencie SEN jest tak, że w czasie apelu, czyli o 9:00 prowadzi się zajęcia indywidualne, tzw. intervention, czyli 1:1 ćwiczy się z dzieckiem to, z czym ma największe kłopoty na co dzień. 5 dzieci, 5 dni w tygodniu, czyli codziennie inne dziecko. A potem prowadzi się lekcje.
Dalej, co jest kolejnym, bardzo cudownym wynalazkiem, raz w tygodniu nauczyciel po lunchu nie prowadzi lekcji, tylko ma tzw. PPA (preparation, planning and assessment ), czyli czas na przygotowanie lekcji na następny tydzień. Od 13:30 można w spokoju sobie usiąść w pustej klasie i zaplanować dalszą pracę. Raj!
Gdy lekcje kończą się o 15:00 nauczyciele zwykle nie idą jeszcze do domu, zostają, żeby ogarnąć bieżące sprawy, żeby zwyczajnie nie zabierać pracy do domu.
To, co mi się też w tej mojej szkole podoba, to fakt, że raz w tygodniu przed lekcjami, o 8:30 są krótkie spotkania rady pedagogicznej z dyrektorem, czyli wszyscy wszystko wiedzą. I raz w tygodniu, po lekcjach są także krótkie spotkania zespołów przedmiotowych.

Moje pierwsze wrażenia z pracy w charakterze nauczyciela w angielskiej szkole są bardzo pozytywne. Jakoś po całym dniu jestem mniej zmęczona, czas szybko leci, nie ma jakiejś niepotrzebnej napinki.

W soboty pracuję też w polskiej szkole sobotniej dla polonii. Mam tam niby tylko cztery 45 minutowe lekcje ale wczoraj po całym dniu byłam zwyczajnie wykończona. OK, to szósty dzień pracy ale mimo wszystko wolę rytm dnia angielskiej szkoły.

Długa ta opowieść, a temat jeszcze nie wyczerpany... Także jakbyście chcieli o coś dopytać, dowiedzieć się czegoś więcej na temat życia angielskiej szkoły, to zapraszam do zadawania pytań i komentowania :)

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie opisałaś swoja prace. W Norwegii tez jest cos takiego jak asystent nauczyciela. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo interesujący system. Ciekawe czy dzieci lubią przez to bardziej szkołę ? :)

    OdpowiedzUsuń