środa, 30 sierpnia 2017

W blasku sławy, czyli z wizytą u MADAME TUSSAUDS

Po tylu latach regularnego bywania w Londynie i w końcu po ponad roku mieszkania w tym niewątpliwie inspirującym mieście, zawitałam do miejsca, które ani inspirujące, ani ambitne nie jest. Szczerze, to nawet niespieszno mi tam było. Z pewnością jednak jest to tzw. must have na turystycznej mapie miasta, szczególnie kiedy to miasto zwiedzasz z dziećmi.
A że taka okazja się nadarzyła, a gości marzenia się spełnia, w końcu i ja pomaszerowałam do Muzeum Figur Woskowych Madame Tussauds.


Wystarczy pojechać na Baker Street, udać się do w kierunku mało reprezentacyjnego budynku z rzucającą się w oczy zieloną kopułą, odstać swoje w mniejszej lub większej kolejce, wydać całkiem sporą sumkę na bilet wstępu* i można zacząć pozować do zdjęć u boku gwiazd.
Bo jakby się zastanowić, to do tego muzeum idzie się tylko po to, by robić zdjęcia sobie w towarzystwie woskowych gwiazd... A ich oblicza są już mniej lub bardziej udane. Niektórzy upozowani są w tak zaskakujący sposób, że nie sposób zrobić sobie z nimi w miarę naturalnie wyglądające zdjęcie. Poza tym wszędzie panuje tłum, ludzie prześcigają się w strzelaniu fotek, zatem gdy po powrocie do domu przeglądamy nasze pamiątki, okazuje się, że dobrych zdjęć po prostu brak... bo albo masz czyjąś głowę lub łokieć w tle albo zwyczajnie oświetlenie sal wystawienniczych pozostawia wiele do życzenia. A, i co ważne, nigdy nie masz pewności, kogo uda ci się spotkać, a czyja podobizna będzie akurat w renowacji. (I tak np. w dniu naszej wizyty poza zasięgiem była ciocia Adele... może wziąż leczy głos bidulka?!)

Ale po kolei...
Windą wjeżdżamy wprost na czerwony dywan. Wpadamy na Śniadanie u Tiffannego, spotykamy Merilyn i przechodzimy do sali największych gwiazd. A tam, uwaga, kącik Bollywood... rozpoznałam chyba tylko jedenego aktora. Przysiadamy się do Georga Clooneya, przytulamy do Colina Firtha mhhh, pozujemy z gwiazdkami pop, strzelamy selfie z Kardashianką i Kanye, dalej Brad i Angelina (już osobno!), Leo, Julia Roberts, no i uwaga... Benedict Cumberbatch... mhhhh!!! (to dla niego było warto ;) ).


Dalej sala poświęcona filmowi Kong, E.T., sam James Bond, Shrek i Dzwoneczek, i chyba najbardziej realistyczna rzeźba w muzeum - Steven Spielberg. Dalej sala gwiazd You Tuba i sportu, przywódcy religijni, ludzie nauki, literatury i royal family. Jest Henryk VIII, królowa Wiktoria, Diana, i ona sama - Elżbieta II w towarzystwie najbliższej rodziny. W końcu! Po tylu latach udało nam się spotkać! Niczym psiapsiółki od serca strzeliłyśmy sobie z Elcią fotę, ucałowałyśmy się serdecznie i już na zawsze pozostaniemy związane węzłem przyjaźni!

Po drodze za dodatkową opłatą można jeszcze zwiedzić Baker Street z czasów Sherlocka Holmesa. Dalej największe gwiazdy muzyki, dobór niekiedy zaskakujący. Jest Elvis, Fredie Mercury, Madonna, Michael Jackson, Amy Winehouse, Beatlesi, Bob Marley, Beyonce, ale i One Direction, czy Miley Cyrus.

Dalej światowi politycy. Można przemówić na Downing Street, doznać wątpliwej przyjemności spotkania z Donaldem Trumpem, uściskać Baracka Obamę i stanąć w obliczu Churchilla. Na próżno jednak szukać Margaret Thatcher.

Teraz czas na podróż londyńską taksówką poprzez historię miasta. Trzeba przyznać, że udana rozrywka!

Dalej superbohaterowie i krótki film 4D. Oezu, co ja się naśmiałam. Naprawdę udana realizacja. Efekty 3D robią wrażenie, a na dodatek, a to dostajemy cios w plecy, a to wiatr śwista nam koło ucha, a to oblewają nas wodą. Świetna zabawa!

I już ostatnia atrakcja - korytarz Gwiezdnych Wojen. I tu by trzeba się na tym znać! A ja, obiecuję, w końcu się poznam! Ale zdjęcia są!

A na koniec rzecz jasna sklep z pamiątkami. Po drodze jeszcze w wielu miejscach można sobie zrobić "profesjonalne" zdjęcia ze swoimi ulubionymi bohaterami - selfie z Kim, zdjęcie z rodziną królewską, z mistrzem Yoda, a to wszystko za dodatkową, jakże niewspółmiernie wysoką opłatą.

Czy warto? Raz w życiu tak. Ale tylko pod warunkiem, że pozwolisz sobie ulec formule tego muzeum i bawić się robieniem głupich min i póz wśród gwiazd.
Czy chcę tam wrócić? Raczej nie. Ale ten raz bawiłam się przednio :)

Hollywood:














 Bollywood:
Kong:
 E.T:
 James Bond:

Lata '90:
 Shrek i jego Fiona:
 Mega realistyczny Steven Spielberg:
 Sport:


 Henryk VIII:
 Diana <3:
Royal family:




Nauka i sztuka:

Muzyka:




Polityka:


Superbohaterowie i Star Wars:



* My zdecydowaliśmy się na zakup biletu online, co skraca czas oczekiwania na wejście oraz nieco obniża cenę biletu. Ponadto zdecydowaliśmy się na sprzedaż wiązaną - jeden bilet na dwie atrakcje. Bilet do Madame Tussauds i na London Eye kosztował bagatela £40 od osoby...

I bonus:
 Na zdrowie!

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Co czyta Londyneczka?

Czytacie? Bo Londyneczka ostatnimi czasy czyta na umór. Jedną książkę kończy, drugą zaczyna.
Pewnie na koniec roku pękną 52 książki, choć w wyzwaniu oficjalnie nie biorę udziału.

Czytam na papierze, czytam na czytniku. Czytam po polsku, czytam po angielsku. W języku ojczystym, bo wstyd się przyznać, czasem zapomniam pisownię niektórych wyrazów (na szczęście gadać potafię bez problemu;)), a po angielsku, co by doskonalić swój język. I czytanie po angielsku tak naprawdę polecam każdemu, kto uczy się tego języka. Nie musisz od razu czytać literatury pięknej. Zacznij od książek dla dzieci, dalej dla nastolatków, sięgaj po typowe lekkie czytadła, a umiejętność rozumienia poważnej literatury z czasem przyjdzie sama. Trzeba tylko wytrwałości.

Poniżej kilka przykładów, co ostatnio przewinęło się przez moje ręce:


Niesztampowe przewodniki po Londynie, najnowsza książka Zadie Smith, czy polecana The Power Naomi Alderman. 

A po polsku, no rzecz jasna odkryta przeze mnie dość niedawno Magdalena Witkiewicz. Gdyby nie moja kuzynka, pewnie nie zwróciłabym szczególnej uwagi na te książki. Graficznie podpada pod romansidło, a w rzeczywistości to lekka, relaksująca, acz mądra lektura. Najpierw kupiłam 5 tytułów. Poszły w 3 tygodnie. Dokupiłam kolejnych 5, tylko z transportem za granicę jest problem. Na szczęście odkryłam apikację Legimi i w abonamencie czytam dalej. I zarażam. Zaraziłam Mamę, koleżankę, ona dalej swoje koleżanki, i tak łancuch czytelniczek Magdaleny Witkiewicz się poszerza. Teraz Wasza kolej! Czytajcie! 

Moje ulubione to "Po prostu bądź" i "Czereśnie", mojej Mamy "Pani Piontek", kuzynki "Ciotka Matylda", a koleżanki "Szkoła żon", a za rogiem już czai się kolejna książka. 

13 września swoją premierę będzie miał "Ósmy cud świata". Książka inspirowana jest podróżą autorki do Wietnamu i opisywać będzie losy spełnionej życiowo Anny, która nad zatoką Ha Long odkrywa to, co w życiu naprawdę jest ważne, swój własny ósmy cud świata. Szczerze, to chyba pierwsza książka osadzona w orientalnych klimatach, na którą czekam i mam ochotę ją przeczytać.

A Wy co czytacie i co polecacie?

środa, 16 sierpnia 2017

CHRUPIĄCA CZEKOLADOWO ORZECHOWA TARTA NA SPODZIE Z CHIPSÓW, czyli z wizytą u brytyjskich szefów kuchni

Kochani,
dzisiaj uroczyście rozpoczynam nową serię na blogu, która już od dawna chodziła po mojej głowie.
Otóż startujemy z serią kulinarną, w której będę chciała pokazywać Wam przepisy brytyjskich szefów kuchni. W polskiej telewizji można zobaczyć programy Jamiego Olivera, Gordoda Ramsaya, czy bezkonkurencyjnej Nigelli ale orócz nich jest jeszcze wielu świetnych kucharzy, których książki i programy jeszcze nie zawitały nad Wisłą. I to na nich szczególnie będę chciała się skupić.

Dziś, z racji, że mam urodziny, będzie na słodko. Bo w takim dniu  końcu trzeba nam duuużo słodyczy! A na słodko będzie wg przepisu zwyciężczyni 6 edycji The Great British Bake Off Nadiyi Hussain - skądinąd przepięknej i uroczej kobiety.

Zatem do dzieła!

CHRUPIĄCA TARTA CZEKOLADOWO - ORZECZOWA NA SPODZIE Z CHIPSÓW ZIEMNIACZANYCH


przygotowanie 25 minut
pieczenie 45 minut
wrażenia smakowe bezcenne

Na spód:
250g tradycyjnych chipsów solonych
100 g masła
4 łyżki złotego syropu (z racji, że golden syrup jest praktycznie nieosiągalny w Polsce, polecam użyć miodu)

Na nadzienie:
225g masła
375g gorzkiej czekolady (minimum 70% cacao)
3 jajka
3 białka
150g cukru
125 g solonych orzeszków ziemnych lekko posiekanych

1. W kąpieli wodnej rozpuszczamy czekoladę z 225g masła. Odstawiamy do wystygnięcia.


2. Chipsy rozdrabniamy do postaci drobnych okruchów. (Ja wrzuciłam je do woreczka strunowego i rozgniotłam tłuczkiem do moździerza). Rozpuszczamy 100g masła ze złotym syropem lub miodem, łączymy z chipsowymi okruchami.
3. Formę do tarty natłuszczamy i wykładamy chipsową masę formując brzeg. Piekarnik narzewamy do 180 stopni. Spód pieczemy 10 minut.


4. Jajka i białka ubijamy z cukrem na puszystą masę, dalej stopniowo dodajemy przestudzoną masę czekoladowo-maślaną. Na koniec dodajemy około 3/4 orzechów.
5. Masę wylewamy na ciasto, na wierzch posypujemy resztą orzechów dla dekoracji. Wstawiamy do piekarnika na około 20 - 25 minut.


6. Gdy ciasto przestygnie, nakrywamy je folią i wstawiamy do lodówki na 3 - 4 godziny.
7. Podajemy z lodami waniliowymi lub śmietankowymi.



Ciasto jest przepyszne! Bardzo bogate, syte i co najważniejsze, nie jest bardzo słodkie.

MNIAM!!!
Zresztą spróbujcie sami!

PS. Przepis pochodzi z książki Nadiya's British Food Adventure, strona 276. Tłumaczenie własne.