niedziela, 25 grudnia 2016

Kalendarz adwentowy - wielki finał

Z naszej wycieczki do Westminster Abbey nic niestety dzisiaj nie wyszło, bo nie działa komunikacja miejska - chyba jedyny dzień w roku. Za to napiszę Wam o moim urodowym kalendarzu adwentowym, w którym dzisiaj otworzyłam ostatnie okienka.




Na rynku brytyjskim urodowych kalendarzy adwentowych jest całe mnóstwo, od takich za niewielkie pieniądze z miniaturkami znanych kosmetyków, do takich za naprawdę sporą kasę. I ja postanowiłam ulec pokusie i zrobić sobie prezent i niespodziankę na 25 dni grudnia.
Kiedy już w końcu zdecydowałam, który kalendarz chciałabym mieć okazało się, że jest już wyprzedany, więc odpuściłam temat, aż któregoś dnia przypadkiem w SuperDrug odkryłam, że wrócił na półki. Jonatan się nade mną zlitował i mi go sprezentował i tym sposobem aż do dziś mogłam sobie otwierać po co najmniej trzy okienka dziennie :)

Wybór padł na Makep Revolution - tanią, a dobrą markę makijażową. W środku znalazłam 25 pełnowymiarowych produktów, w tym paletę cieni i miniaturowe pędzle przydatne w podróży. A to wszystko za 30 funciaków, więc naprawdę było warto. Nietrafione może były dwa lub trzy produkty - jakiś balsam matujący, bardzo różowa szminka i różowy cień do powiek - pozostałe 22produkty są super i naprawdę polecam. A co dokładnie znalazłam w okienkach zobaczcie sami na zdjęciach.











Happy Xmas!

PS. Przepraszam za kiepską jakość zdjęć ale zwykle otwierałam kalendarz wieczorami i światło już raczej zbyt dobre nie było.



Nasze święta, czyli spotkanie trzech tradycji - polskiej, szwedzkiej i brytyjskiej

Ho ho ho! Merry Christmas!
Wesołych Świąt Kochani! Mam nadzieję, że karp smakował, a wszystkie prezenty były dokładnie takie, jak sobie wymarzyliście!

A co u nas?
Otóż, jeszcze rok temu nawet przez myśl by mi nie przeszło, że następne Święta będę spędzać w Londynie, a tu proszę nasza trójkulturowa Wigilia za nami i szczerze była piękna!
A jak połączyć tradycje polskie, szwedzkie i brytyjskie - oto nasz przepis.
Wystarczy choinka, biały obrus, dobre jedzonko i przede wszystkim dobre towarzystwo.






Przy naszym stole była nas trójka - moja Mama, Jonatan i ja, no i na Skype Rodzinka Jonatana w Szwecji. Na naszym stole znalazły się przysmaki z naszych rodzinnych domów - polski barszcz z uszkami, karpik mmmhhhh, pierogi, śledziki, które są nam wspólne ze Szwedami, i dalej szwedzkie pieczone ziemniaki ze śmietaną i anchois (pychotka) i pieczona szynka. Upiekłam też sernik i piernik ale jakoś nie starczyło nam dzisiaj miejsca w brzuszku, żeby ich chociaż spróbować. Z kultury brytyjskiej przytuliliśmy Christmas crackers i grzany cydr, a do kolacji zamiast Mazowsza przyśpiewywał nam Frank Sinatra. Oczywiście był też opłatek i historia narodzin Jezusa. Nie było kolęd ale to pewnie dlatego, że pośpiewałyśmy sobie z Mamą do południa przy garach ;)
No a potem były już prezenty, który bezapelacyjnie łączą wszystkie kultury. Już moja w tym głowa, żeby było dużo zabawy przy rozpakowywaniu ;) I tym sposobem na prezenty zeszło nam się z lekka dwie godziny ale wszyscy byli zadowoleni, co zresztą widać po minach :) Ja jestem meeega zadowolona! Dziękuję Mikołaju!







Teraz pora zmykać spać! Jest pięknie!
Jutro mamy w planach odwiedzić Westminister i pospacerować wzdłuż Tamizy, a w drugie Święto wybrać się doWinter Wonderland w Hyde Parku. Także wypatrujcie nowych wpisów!

Smacznego świętowania! <3

niedziela, 11 grudnia 2016

Świąteczne rozdanie WYNIKI!!!


Ufff! Na szczęście nie minęła jeszcze północ... O mały włos, a nie opublikowałabym wyników na czas! Ale ale...
Jonatan wystąpił w roli sierotki, a Szwedzi to wyjątkowo uczciwy naród, zatem losowanie przebiegło w nadzwyczaj prawidłowych warunkach.

Zatem oto i wyniki oraz dokumentacja fotograficzna z przebiegu losowania:

ZESTAW 1, czyli cekinowa torebka i skarpetki trafią do PAULINY SZWEDOWSKIEJ.
ZESTAW 2, czyli futerkowy szalik i skarpetki powędrują do ARLETTY KUCHARSKIEJ.
ZESTAW 3, czyli piżamka i skarpetki trafią do IWONY POKWICKIEJ.

Zwycięzcom serdecznie gratuluję :)
Wszystkim dziękuję za udział w konkursie i obiecuję systematycznie pisać na wskazane przez Was tematy.

HO HO HO!!!






O angielskiej szkole słów kilka

Tak się ostatnimi czasy potoczyło moje życie, że mam nową pracę. Zaczęłam swoją karierę jako supply teacher, czyli nauczyciel na zastępstwo, i na początek miałam farta, bo dostałam zlecenie na dwa miesiące w jednej szkole. A dokładniej w szkole podstawowej, jako nauczyciel dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, głównie z autyzmem. Sami możecie sobie wyobrazić, jakie te moje dzieciaki są kochane!!!

Moi uczniowie mają od 7 do 10 lat i pracują w małych grupach po pięć osób. Oczywiście są częścią swoich klas w odpowiedniej grupie wiekowej ale większość zajęć, w tym matematykę, angielski, zajęcia artystyczne, krykieta i nazwijmy to - wiedzę o świecie, mają w zespołach SEN (special education needs). Do mainstteamowych klas, liczących po dwadzieścia kilka dzieci chodzą tylko na WF i muzykę. Aktualnie w swoich klasach przygotowują też świąteczne koncerty.


A czym różni się szkoła angielska od polskiej?

Przede wszystkich, dzieci idą do szkoły w wieku 5 lat. W szkole noszą mundurki. Do szkoły nie noszą podręczników - wszystko zostawiają w szkole. Szkoła zapewnia zeszyty i przybory szkolne. Praca domowa zadawana jest tylko w piątek i nie ma jej jakoś szczególnie dużo.

W szkole nie ma dzwonków. Lekcja trwa godzinę.
W szkole, w której aktualnie pracuję, dzień wygląda następująco: Dzieci przychodzą do szkoły na 9:00, najpierw odbywa się sprawdzenie obecności w klasach, następnie dzieci idą na apel. O 9:30 zaczyna się pierwsza lekcja. Moje dzieci mają matematykę. O 10:30 jest 15 minutowa przerwa i chwila na przekąskę w klasie. Lunch jest od 12:30 do 13:30. Przed lunchem moje dzieci mają mają blok angielskiego, a w tym zawiera się literacy, tj. umiejętność czytania i gramatyka, dalej spelling, czyli poprawne pisanie i handwritting, czyli ćwiczymy pisanie odręczne. Po lunchu zaś, jest blok, który wcześniej nazwałam wiedzą o świecie, czyli odrobina historii, geografii kultury, sztuki itd.
Lekcje kończą się o 15:00. Dzieci odbierane są ze szkoły przez rodziców lub odwozi je szkolny autobus.

A jak dzień wygląda z perspektywy nauczyciela?
Otóż, nauczyciel przychodzi do pracy na 8:15. Ma 45 minut na przygotowanie się do zajęć, może napić się kawy, zjeść śniadanie, ma czas na kserowanie i drukowanie. Co ciekawe, nie oszczędza się na kserze, nawet drukować w kolorze można do woli! Byle materiały były atrakcyjne dla dzieci! Moje dzieci nie mają podręczników, zatem cała praca opiera się na materiałach kserowanych, które następnie teaching assistant wkleja do zeszytów przedmiotowych.
I właśnie tecahing assistant, to kolejny cudowny wynalazek! Otóż nauczyciel ma przygotować lekcje, uczyć i komentować na piśmie pracę dzieci; całą resztę pracy wykonuje asystent nauczyciela. Zresztą to jest cudowne, że nie jest się dziećmi samemu w klasie. Nie daj Boże coś się stanie, zawsze jest drugi dorosły do pomocy.
W departamencie SEN jest tak, że w czasie apelu, czyli o 9:00 prowadzi się zajęcia indywidualne, tzw. intervention, czyli 1:1 ćwiczy się z dzieckiem to, z czym ma największe kłopoty na co dzień. 5 dzieci, 5 dni w tygodniu, czyli codziennie inne dziecko. A potem prowadzi się lekcje.
Dalej, co jest kolejnym, bardzo cudownym wynalazkiem, raz w tygodniu nauczyciel po lunchu nie prowadzi lekcji, tylko ma tzw. PPA (preparation, planning and assessment ), czyli czas na przygotowanie lekcji na następny tydzień. Od 13:30 można w spokoju sobie usiąść w pustej klasie i zaplanować dalszą pracę. Raj!
Gdy lekcje kończą się o 15:00 nauczyciele zwykle nie idą jeszcze do domu, zostają, żeby ogarnąć bieżące sprawy, żeby zwyczajnie nie zabierać pracy do domu.
To, co mi się też w tej mojej szkole podoba, to fakt, że raz w tygodniu przed lekcjami, o 8:30 są krótkie spotkania rady pedagogicznej z dyrektorem, czyli wszyscy wszystko wiedzą. I raz w tygodniu, po lekcjach są także krótkie spotkania zespołów przedmiotowych.

Moje pierwsze wrażenia z pracy w charakterze nauczyciela w angielskiej szkole są bardzo pozytywne. Jakoś po całym dniu jestem mniej zmęczona, czas szybko leci, nie ma jakiejś niepotrzebnej napinki.

W soboty pracuję też w polskiej szkole sobotniej dla polonii. Mam tam niby tylko cztery 45 minutowe lekcje ale wczoraj po całym dniu byłam zwyczajnie wykończona. OK, to szósty dzień pracy ale mimo wszystko wolę rytm dnia angielskiej szkoły.

Długa ta opowieść, a temat jeszcze nie wyczerpany... Także jakbyście chcieli o coś dopytać, dowiedzieć się czegoś więcej na temat życia angielskiej szkoły, to zapraszam do zadawania pytań i komentowania :)

sobota, 3 grudnia 2016

o przyjaźni między podziałami

Drodzy parafianie,

jako że dzisiaj będzie nieco w temacie, zacznę po Bożemu ;)
A chciałabym pokazać Wam kolejną reklamę z brytyjskiej telewizji, tym razem będzie to dzieło AMAZONa.
Oto i film:

Nie sądzicie, że nasza polska stereotypowo katolicka mentalność mogłaby wiele nauczyć się z tej krótkiej reklamy? O ile rzecz jasna mentalność może się uczyć... Jak się okazuje, nawet tak na pierwszy rzut oka różni ludzie, mogą mieć ze sobą wiele wspólnego,mogą mieć ochotę ze sobą rozmawiać, mogą mieć te same przyziemne problemy, mogą zwyczajnie czuć do siebie sympatię, a nie zaraz mieć ochotę wysadzić się w powietrze... Jakby popatrzeć historycznie, to i katolicy mają sobie wiele do zarzucenia w temacie przelewu krwi w imię Boże.

Także kochani, z okazji niedzieli przekażmy sobie ów medialny znak pokoju! AMEN!