niedziela, 3 września 2017

LONDON EYE, czyli przekonać się jak kręta jest Tamiza

Drodzy bracia i siostry, że zacznę w niedzielnym stylu, dzisiaj kontynuacja postu o wyprawie do Magame Tussauds. Opowieść o dniu pełnym niejasności i niedociągnięć, ogólnej dezyinformacji i zbliżającej się anginie.



Jak już wcześniej wspomniałam, zdecydowaliśmy się na bilet wiązany na dwie atrakcje, muzeum figur woskowych i London Eye. Z regulaminu zakupu wynikało, że najpierw musimy we wskazanym wcześniej dniu i godzinie stawić się w Madame Tussauds, a następnie, z tym samym biletem w ciągu 90 dni udać się na London Eye. Że pogoda w dniu odwiedzin na Baker Street była piękna, zdecydowaliśmy się iść za ciosem i od razu wsiąść w metro i skorzystać z obu atrakcji.

Wcześniej zasięgnąwszy informacji w Madame Tussauds, dowiedziałam się, że wystarczy jechać do London Eye i okazawszy bilet wstępu, stanąć w kolejce oczekujących na wejście. Otóż nie! W kolejce kazano udać mi się do biura informacji, aby odebrać karty wstępu na konkretną godzinę. No dobra, poszłam. Kolejka na pół godziny. A tam pani mi mówi, że nie nie, takich kart to ona mi nie da. Mam sobie wrócić do Madame i tam je dostanę. No to ja mówię pani, że nie nie, to ona w tej chwili da mi te karty, bo to nie moja wina, że oni sami nie znają własnych zasad. Pani wielce obrażona jednak wydrukowała mi karty. Wróciliśmy do kolejki. Kolejne 15 minut. Pokazuję karty, a wtedy kolejna pani mówi, że jeszcze raz mam pokazać bilety, które już okazałam, żeby te rzeczone karty dostać. No dobra, niech wam będzie. Poziom mojego zdenerwowania rośnie.  Bilety mam w formie cyfrowej. Loguję się na pocztę. Internet przeładowany, nie działa. W końcu to centrum Londynu i wielkie skupisko ludzi. Pani każe mi wyjść z kolejki i jakoś rozwiązać ten problem... Tylko jak, drukarki przecież w torebce nie mam. Już wkurzona, wracam do biura informacji. Ktoś w końcu mnie uświadomił, że znajdują się tam automaty do wydruku biletów. Odstałam kolejne 15 minut i uwaga, żeby wydrukować bilety, musiałam podać adres email i numer rezerwacji, który uwaga był na poczcie, która nie działała. Po kilkukrotnym odświeżeniu strony udało się. Zadowolona, wracam z biletami do pani, która obsługuje kolejkę, a ona, że mam sobie wrócić na koniec kolejki, z której ona już mnie dwukrotnie wyrzuciła. No to nie wytrzymałam. Wygłosiłam swoje zdanie i pani łaskawie, oczywiście wielce obrażona, zeskanowała nasze bilety... Bagatela minęło już blisko 1,5 godziny, a tu jeszcze  kolejka do wejścia do wagonika. Tu na szczęście poszło sprawnie. W koncu mogliśmy się cieszyć widokami...

I zgadzam się, było pięknie. No bo panorama Londynu w końcu jest piękna. Wycieczka zaczyna się od wschodniej strony miasta z widokiem na St. Paul's Cathedral, Tate Modern i The Shard. Chyba dopiero widząc z góry tę stronę miasta, uświadamiamy sobie, jak kręta jest Tamiza. Wspinając się w górę, prawie na wprost, możemy zobaczyć, jak to uroczo ujął Książę Harry, domek Babci, czyli Buckingham Palace. I wreszcie po lewej Big Ben, Westminster i Westminster Abbey. Cudny widok, nieco jedynie zakłócony przez ostre promienie słońca.

Czy warto?
Absolutnie tak!
Jednak przyznam się szczerze, panorama ze Sky Garden cieszy mnie bardziej. Może dlatego, że tam mogę  poruszać się własnym rytmem. W przypadku London Eye, chciałabym odbyć jeszcze jedno kółeczko, pewnie dlatego, że wagonik jest dość przeładowany i nie zawsze mamy dostęp do okna, by znaleźć dobre ujęcie.

Ze wskazówek praktycznych:
1. w słoneczny dzień unikaj wizyty na London Eye około godziny 16:00, 16:30. Ostre promienie słońca zakłócą ci najbardziej wyczekiwany widok,
2. wydrukuj bilety wstępu w domu, internet zawodzi,
3. od razu udaj się do biura informacj po odbiór wejściówek na konkretną godzinę,
4. nie trać pieniędzy na tzw. fast track, kolejka do wagonika porusza się naprawdę sprawnie,
5. bądź przygotowany na niekompetencję pracowników!

PS. Zastanawiałam się, co ja taka szybko zmęczona byłam i tak łatwo było mnie zdenerwować. Otóż odpowiedź przyszła następnej nocy. Angina i 40 stopni gorączki. Taki ze mnie przewodnik, co to na ostatnie dwa dni podróży swoich długo wyczekiwanych gości, rozkłada się na amen w łóżku...

Widoczki:










Panoramy:





I trochę prywaty:









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz